Turniej Dywizyjny

... czyli mierz siły na zamiary




370 km.

Około 370 kilometrów do celu.

Dokładnie 366 km do, bardziej reprezentatywnego niż reprezentacyjnego, miasta Polski. Jeszcze tak nie myślałem. Stolicowy prawiczek. Warszawa– wielki, otwarty świat. Świat? Betonowa dżungla. Gdzie jawa, a gdzie sen? Ciśnie się: Quo vadis, narodzie?

Ruszyliśmy późnym piątkowym popołudniem, pragnąc spokojnie dotrzeć na III Mistrzostwa Pruszkowa w Scrabble z ramienia Fundacji Umysł im. Alfreda Buttsa. Trasa odległa, należało spodziewać się niezapowiedzianych zdarzeń losowych. Świadomość kreśliła oscarowe scenariusze kolejnej odsłony Final Destination i... na tym się skończyło. Popłynęliśmy gładko jak woda po szkle, o którym będzie więcej, bo oto zbliżaliśmy się do rybiego herbu.

Betonowe lasy mokną,
Wiatr wieje w okno.
Siedzę w oknie i wdycham samotność.
Jak to jest? Gubimy się jak startujemy?
I całe życie się odnajdujemy?
Wracając do wyjścia punktu – źródła dźwięku,
Łamiąc falę lęku, biegnąc, macamy po ciemku.
Szukając momentów, fragmentów harmonii,
Fundamentów chociaż niewiadome goni.
Pot na skroni się perli, zasypia sternik,
Zatańczą umarli, gdy uwierzą niewierni.
Prawd powiernik na życia trajektorii.
Mozolny marsz do Victorii.*

W tym mieście każdy chce zwyciężyć. Od progu uderz dwojakością, jasność ścierana z ciemnością. Dźwięk klaksonów podkręca pisk opon wjeżdżających w zakręt. Refleks i gotowość do łamania zakazów jest podstawą owej zmotoryzowanej społeczności. Tutaj nawet cyklista kreuje się na świętą krowę. Nic to, że full monitoring. Goście obserwujący kamery wszystkich nie ogarną. Obraz tego życia miga w stu megahercach. Łatwo się zgubić, wszystko zależy od orientacji, jakkolwiek z „Tęczą” niezwiązanej.

Że noc, to i głowy ciężkie. Oklapnięci, ale cali zostaliśmy powitani przez Irenkę i Andrzeja– jedynego człowieka niepotrzebującego nawigacji, by znaleźć się w terenie:) Zdać by się mogło, ale to wielce pożądana umiejętność. Nastąpiło rozpakowanie manatków i pytanie. Właściwie pytania, dwa, trzy, osiem... przestałem liczyć. Pamiętam, kiedy skończyły zmagania w Quizwanie– była 3 AM. A ponoć to scrabble wciągają, hm...


Tutaj w ciasnych murach, ciałami w autach na skórach
Głowami w chmurach, myślami w górach trwamy

Pruszków trochę od Śródmieścia oddalony. Kto może, kieruje się GPS'em, gdyż tu punktem rozeznania nigdy nie jest słońce, zastąpione przez wieżowce, którymi stale przysłonięte. Szczęściem mieliśmy ogarniętego kierowcę. Urządzenie spokojnie mogło wziąć wolne. Po obu stronach szosy banery, zachęcacze i inne formy przekazu podprogowego. Gdzieś tam minęliśmy Saturn, choć nie opuszczaliśmy orbity. Jawił się jak monstrualny, obdarzony przez absolut stalowym szkieletem o szklanych łuskach, skarabeusz pochłaniany przez ziemię i niemogący się wyrwać.

W placówce Spółdzielczego Domu Kultury wielu scrabblistów z czterech stron kompasu Polski gotowało się do rozpoczęcia. Wpierw swój apel wygłosił organizator– Waldemar Czerwoniec. Jak on to wszystko poskładał, że trzymało się kupy– pojęcia nie mam! Facet zrobił kawał dobrej roboty. Brawo! Idea dywizji, podzielonych na 4 grupy o zbliżonych rankingach, dawała teoretyczną szansę każdemu na laur. Nad prawidłowym przebiegiem niestrudzenie czuwał Mariusz Sylwestrzuk.

Dokonano ZESYPAŃ płytek do woreczków. Runda pierwsza ruszyła z buta. Nie powiedziałbym, że zaczęliśmy na WYPASIE, bo należy upaść, aby wstać. Raciborskiej trójcy NIEDANA fazy początkowej wygrana. Szybko zostaliśmy WYRWANI z marazmu, choć zlani CZERWONYm odcieniem zawstydzenia, walczyliśmy z pokusą ucieczki. ZAPICIEM się niczego byśmy nie zyskali i odsunęliśmy czarne myśli. Później winno być łatwiej. Aga potknęła się o Tomasza z domu Polański. Krążyła wokół jak osocze w OBIEGACH naczyń krwionośnych, zamiarem wypytania o sławnego członka tejże familii. Nie zaprzeczył i opowiedział o krewnym wysyłającym MASKOTKI promujące filmy. Ciekaw byłbym „Dziecka Rosemary”. Tereska oddała się premiowanym WYSIEWOM i oponenci przez dwie rundy mogli tylko POMARZYć o dominacji. Kulokowi przylepiono Karolinę Mak. Debiut, więc rozegraliśmy też towarzyską. W pewnym momencie stojak krzyczał: „Wymień mnie!” (OIL?ZIO). Gotów dokonać aktu, zostałem odsunięty od zamiaru, kiedy koło stolika przeczłapał czworonóg. Dziewczę zawyło: „Jaki śliczny sznaucer, kocham zwierzęta!”. Zapaliła się pomarańczowa lampka. Jak na zawołanie „F” bezczelnie leżało wysunięte na planszy i ZOOFILIA jakoś samo się ułożyło, hłe hłe. Dzięki, Jula! Zgadnijcie, czyje zwierzę:) Agnieszka, jeszcze przed przerwą, sprowadziła do parteru Martę Wawrzyn. Trzy za nami.

O wiośnie bąka nieśmiały pąk,
Kikuty ryszą niebo
Chmur melancholia chyba nie jest stąd,
Pytanie brzmi dlaczego?
Żegluje mewa i zakasza kruk ,
Syrena wyje w dali
A ci piewcy słońca i ci władcy wzgórz,
Gdzieś jakby się schowali.*

Park Potulickich, poharatany nakreślonymi ludzką ręką kanałami, zszywają kamienne mostki jakby trzymając wszystko w ryzach. Zainscenizowany wokół naturalnego stawu, pozwala wypoczywać bezstresowo zarówno mieszkańcom, jak i turystom. Wydeptane ścieżki, wysypane piaskiem o kolorystyce żywo wyjętej z Uluru– świętego piaskowca Aborygenów, pozwalają przemieszczać się podstawowym jednostkom społecznym, a czasem jednośladom. Wśród zielonych połaci terenu, wśród źródeł życia dostrzega się, zupełnie ignorującą obecność naczelnych, faunę. Bukolicznego klimatu pilnują NIEKLAWI osobnicy, gotowi przylepić mandat dzieciakowi, któremu papierek po cukierku rozminął się z koszem. Te oddalone są od siebie na dość rozległym obszarze. Nie dziwi też widok blondynki biegnącej z wysuniętą ręką, z chusteczką skrywającą uzewnętrznioną zawartość wnętrzności jej pupila. Wokół kaczki zrywają się do lotu, unikając śmiercionośnego zapachu. Helios uśmiechem ogrzewa świat.



Odganiam brudne myśli (…)
Popiołem posypuję głowę dziś

Czwarta rozpoczęła się szokiem. Oto z Agnieszką stanęliśmy naprzeciw. Kompromis? Układy nie wchodziły w rachubę– jedno drugie musiało zmusić do KLĘKANIA. Szczęście przeważyło szalę na mą korzyść, co rzeczona następnie odbiła na Ozimku. Natomiast z Raciborzanki zostało WYPOCONE całe piwo, kiedy starła się z Wieteckim. Co prawda, poSPIERAŁA się trochę w kwestii lekkich form dopingu i dało jej to kopa, by nie zezwolić na ROZTYCIE przeciwnika. Warto zaznaczyć, że Zbyszek ostatecznie sięgnął po srebro dywizji C, co skwitował przy odbiorze: „Ponad dwusetny turniej i pierwszy puchar!”, za co zdobył liczne brawa, a mi się od razu przypomina „Uderz w Puchara” (do wpisania w YouTube). Wprawdzie drugiego dnia gdzieś zapodział KAPTUREK wieńczący trofeum. Możliwe, iż schował go do opasłego plecaka. Przedostatnie zmagania dnia pierwszego zapowiadały piękny koniec– wszyscy przetyrali oponentów, z bananami zasiadając do siódmej i... życie uczy pokory. Zaliczyliśmy pasmo klęsk jak charty w gonie, gdy łapie je ANOSMIA. W tej fazie nie pomogłaby liturgia całego MSZALIKa.

Stój na straży, gdy szala się przeważy nie wiesz kiedy (…)

W niedzielę najciekawsza okazała się runda numer X. Właściwie kształtowała ostateczne wyglądy dywizyj. Wszystko opierało się na balansie między być a mieć. Andracka poddała się MAZANIOM, kiedy Tereska objęła rolę AKOLITY. Poprzez dwupunktową przewagę zdegradowała Renatę stołek niżej, która koniec końców, umiejscowiła się tuż za podium. Agnieszka zrobiła WIELKIE oczy po konfrontacji z Ewą Czerwoniec– późniejszą liderką ostatniej grupy. Z kolei mój niewyparzony pysk pomógł Maćkowi Dąbrowskiemu w poprawnym doborze słowa, co też odcisnęło piętno na końcówce. Na następny turniej zabieram obcęgi– przestanę kłapać jadaczką. Nasze drogi zamknęły się na jedenastej partii. Po, bardzo szybkim, hat-triku Tereski, Monika Lewandowska zaskamlała o litość. Mi odbiło się duńczykiem z bratankiem sędziego. Podszedł z palcem wskazującym, rzekłszy: „Dam radę temu PTAKOWI!”– co prowadziło do WYSNUCIA wniosku, iż ktoś komuś chce zrobić kuku. Sylwestrzuk dwukrotnie pozbierał blanki, skopując Kuloka pozycję niżej. Jak mawiała czarodziejka, gdy ubiegła ją konkurencja: „CZAIŁAM się na niego, ale Geralt miał szczęście”. Au! Alta spokojnie poradziła sobie z Konradem Pajączkiem, w którym osobiście widzę niemały potencjał. Miałem z nim okazję porozmawiać i przedstawił się jako „dumny reprezentant Milanówka” o dość kontrowersyjnym ubiorze. Spojrzał na kwadrat płytek, wyjął siedem, jak ujął– wymarzonych liter. OOOOZNZ. Gdyby o mnie chodziło– posłałbym je do wszystkich diabłów wraz z egzorcystą. Młody wziął, poprzestawiał w ZOONOZO. Jest gość? Dobra, dość zezwierzęconych anegdot! Nim ZARZĄDZĘ koniec i się stąd ZABIERZEmy– będzie jeszcze o części finałowej, gdzie toczył się królewski bój.

Grupę A wygrał Mariusz Skrobosz, górując małymi nad Urbackim; B bezapelacyjnie– Sirenka, która mimo kontuzji, rozwalcowała ośmioro przeciwników, prostując sobie drogę do złota dywizji; C to Dorota Rudzińska, o dwa duże wyprzedzając przedstawiciela Gorzowa Wielkopolskiego; D– wspomniana już wcześniej córa organizatora, Ewa Czerwoniec, otrzymując puchar im. Pauliny Naplochy i nagrodę ufundowaną przez jej córki. Półfinały odbyły się w parach Irena Sołdan-Ewa Czerwoniec (wygrała druga dzięki żarciu) i Mariusz Skrobosz-Dorota Rudzińska (wygrał pierwszy dzięki skillowi). W finale facet nie zostawił na krajance suchej nitki, odnosząc ponad dwukrotną przewagę, a Sirenka z łatwością odsunęła drugą z warszawianek od podium.

Myślicie, że reszta zawodników przyglądała się przedstawieniu? Niespodzianką była, rozgrywana równolegle, belgijka. Utwierdziłem się też w przekonaniu, że Google jest mężczyzną. Wpiszcie zagadnienie w wyszukiwaniu grafik, a zrozumiecie. Dla odważnych zaleca się odhaczenie filtra rodzinnego, hi hi. Zasady proste: wszyscy mają takie same zestawy, na planszy zostaje słowy o najwyższej wartości, wytypowane przez komputer. Zwyciężył Alabrudziński.

A tymczasem, z dala od rumoru płytek i irytująco grzmiącego głosu sekundantki (sekundnika?) „Pół minuty do zakończenia ruchu” NIEMYSIE zwierzę i myszatej barwie, w chwilę po tym, kiedy się WYSIKAŁO, rozgoniło kolorowe stadko ptaków w ferworze piór i dziecięcych pisków. Wędrując parkiem, dostrzeżecie wyrzuconą na brzeg rybę. Zapewne zdobycz jednego z miłośników kijków zakończonych linkami wieńczącymi haczyki, którzy uczestniczą w zawodach wędkarskich. Jeden nawet okupuje miejsce przy mostku, od rana żywiąc się bułką i czekając „aż zacznie brać”. Skupieni wokół grilla, ludzie, są bardziej zainteresowani balonami wypełnionymi helem niż sytuacją płetwiastych. Tutaj każdy, kto może, cieszy się z natury.

(…) śmietnisko cywilizacji, miliony racji, miliony słów
Miliony więźniów grawitacji (…)

Chcąc określić mieszkańców kraju nadwiślańskiego, poznaj ich stolicę. Raj traucera. Na każdym kroku wita kamera skierowana w obywatela. Tutejsi ludzie nie śpią, nie mówią. Wędrują, ciągle gdzieś prą. Ideały homo viator kumulują się w tej metropolii. Z budynków wieje chłód stali. Szklane krawędzie przeszywają duszę człowieka, nie pozostawiając w niej miejsca dla wartości. Szelest jest muzyką, szybkość zdobywania– cnotą. Każdego, kto próbowałby się sprzeciwić temu systemowi, miasto połyka jak dziecko niewielkie elementy lego, które później przetrawia. Wieżowce pną się wzwyż, sięgając, z pomocą przytwierdzonych żurawi, chmur. Wokół tańczą cienie...

Widząc ten brud i licząc na cud, że
Znajdziesz grunt, zmacasz bród w nurcie wartkim (…)

...Udajesz się do Pałacu Kultury i Nauki, aby wywindować się na ostatnie piętro. Być ponad syfem. Myślisz– spojrzę na to innym okiem i BUM! „Daj 20 złotych, a pokażemy Ci Warszawę z lotu ptaka”. Nie dziękuję– postoję. Zwiedzę, może coś ciekawego znajdę. Oho, wystawa z okazji 60-lecia PRL'u. Hm... W środku zużyte klamki, zdemontowana mównica z niedomytą szklanką i eksponat przedstawiający „maskę przeciw (!) gazową” Serio? W stolicy kultury? Autor by lepiej zagrał w Scrabble.




*donGURALesko „Betonowe lasy Mokną”. Zainteresowanych interpretacją z chęcią odsyłam do https://pl-pl.facebook.com/djdziadzior/posts/10150791458829262 Pozostałe cytaty pochodzą z innych utworów solowego albumu rapera „Totem Leśnych Ludzi”

Ciekawe słówka z turnieju:

AKOLITY– akolita: 1.kleryk z nadanym czwartym, ostatnim z niższych święceń kapłańskich (mający m.in. prawo do udzielania komunii); 2.rzadko: przenośnie o czyimś stronniku, popleczniku
ANOSMIA– utrata powonienia wskutek uszkodzenia receptorów węchowych, dróg nerwowych lub odpowiednich ośrodków mózgowych
MSZALIK– skrócony mszał, zawierający msze tylko na niedziele i najważniejsze święta
PARKIN– placek angielski
ZOONOZA– w weterynarii: choroba odzwierzęca - choroba zakaźna mogąca przenosić się na ludzi (np. wścieklizna)

Autor: Kulok the Bo$$



Waszym zdaniem:

Bożka - 2015-06-11 01:05:46:

No, Marcin, gratulacje! Kawał dobrej roboty.


Publikowane komentarze sa prywatnymi opiniami użytkowników.
Portal Świat Scrabble nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.